Bieg Świętego Jakuba - każdy medal ma 2 strony
- Sebastian Bielski
- 24 lip 2017
- 3 minut(y) czytania

Jak w tytule – to był bardzo ważny tydzień w kontekście przygotowań do PKO Szczecin Półmaraton. Pierwszym poważnym sprawdzianem był czwartkowy bieg w ramach letniej edycji City Trail, gdzie udało się wywalczyć bardzo dobry rezultat 19:07, zwieńczeniem ostatnich tygodni pracy treningowej miał być start w Biegu Świętego Jakuba w Lęboku i to właśnie jemu poświęcę dzisiejszy wpis.
Plan na bieg był ambitny – pobiec z pełnego treningu wynik w granicach 37 min. Biorąc pod uwagę, że w majowym biegu w Bydgoszczy udało mi się pokonać dychę w 36:33, to zadanie nie było z tych niemożliwych do wykonania. Kiedy jednak w sobotnie popołudnie stawałem na starcie w Lęborku, to czułem w nogach jeszcze czwartkowy City Trail i ostatnich kilka mocniejszych jednostek treningowych – miała być to dla mnie swego rodzaju symulacja półmaratonu, podczas którego druga część dystansu na pewno nie będzie spacerkiem.

Już podczas ustawiania się na starcie zauważyłem, że przez pierwszy kilometr prawdopodobnie trzeba będzie walczyć o każdy milimetr wolnego miejsca. Standardowe odliczanie i…
RUSZAMY
Tak jak wspomniałem wyżej – start ostry, ludzie ustawiający się gdzie popadnie (przykład – na oko 70-letnia kobieta, ustawiła się zaraz za pierwszą linią, z której startowała elita biegu) i bardzo wąskie pierwsze 500 metrów trasy, spowodowały, że do połowy pierwszego kilometra zmuszony byłem biec tempem w okolicach 4’05’’/km. Dopiero na pierwszym zbiegu trasa zrobiła się o wiele szersza i można było rozpędzić się do zakładanego tempa. Pierwszy kilometr – o dziwo – 3’41’’, czyli zgodnie z założeniami. Adrenalina zrobiła jednak swoje i już drugi kilometr wyszedł o 10 sekund szybciej, czyli zdecydowanie nie tak jak planowałem. Udało się jednak zwolnić i złapać właściwy rytm. Kolejne kilometry mijały całkiem znośnie i zgodnie z założeniami. Pod koniec drugiej pętli pojawił się jednak kolejny problem – dublowanie wolniejszych biegaczy, o ile niektórzy bezproblemowo ustępowali miejsca, o tyle niektórzy ze słuchawkami w uszach byli jakby w swoim świecie, nie reagowali na żadne pokrzykiwania i trzeba było uprawiać między nimi slalom. Żeby nie było – sam nie mam problemów z tym, że ktoś biega z muzyką, bo też to robię. Trzeba jednak pamiętać o odpowiedniej głośności i oglądaniu się chociaż od czasu do czasu przez ramię, tym bardziej w przypadku biegu, którego trasa wiedzie 4 identycznymi pętlami.
Wróćmy jednak na trasę – międzyczas na 5 km całkiem dobry, bo ok. 18:20. Kończąc przedostatnią pętlę udało mi się dogonić medalistkę mistrzostw Polski – Dominikę Nowakowską, pojawiła się motywacja, żeby trzymać przyzwoite tempo…

OSTATNIE METRY
Na 8 km postanowiłem spróbować przyspieszyć, mimo lekkiego bólu w pachwinie, zerkając na zegarek wiedziałem, że jest szansa na wynik poniżej 37 min. Ostatnie 500 metrów podbiegu po kostce brukowej, wbiegam na ostatnią prostą i patrzę na zegar, który zbliża się do 37 min. i ruszam ile sił w nogach. Zatrzymuję się za linią mety i patrzę na zegarek, a tam 36:55. Paręnaście minut później oficjalne wyniki – 25. miejsce OPEN i 6. w kategorii wiekowej. Jestem bardzo zadowolony – kolejny raz udało się pokonać dychę poniżej 37 min. i to w zasadzie niemal przez cały bieg, kontrolując tempo i mocno przyspieszając jedynie w końcówce.
To tyle od strony od strony czysto sportowej – na koniec parę słów na temat organizacji samego biegu. Zwykle nie narzekam, ale w tym wypadku muszę zwrócić uwagę na parę spraw:
1. Fatalna przepustowość trasy – wspomniane 500 metrów zwężenia, w połączeniu z dublowaniem wolniejszych biegaczy, sprawiało, że trzeba było szarpać tempo, zbiegać z lewej strony na prawą – co powodowało frustrację zarówno w przypadku tych szybszych, jak i tych wolniejszych,
2. Dublowanie nagród w kategoriach wiekowych i klasyfikacji OPEN – pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją. Tutaj nawet nie chodzi o sam fakt, że gdyby nagrody się nie dublowały, to miałbym szansę na podium w kategorii wiekowej. W regulaminie jest wspomniane coś o promowaniu biegania, jako najprostszej formy aktywności. Uważam, że honorowanie zawodników zarówno w klasyfikacji OPEN, jak i jednocześnie w kategorii wiekowej – zwyczajnie zniechęca biegaczy amatorów. Przykładowo w kategorii wiekowej M30 – pierwsze 3 miejsca zajęli Chabowski, Dobrowolski i Czarnecki, czyli zwycięzca, drugi i piąty zawodnik, którzy wcześniej zgarnęli niemałe nagrody finansowe za miejsca w klasyfikacji OPEN. Jaki był tego cel? No tak, promowanie biegania…
Tyle mojego narzekania – do Lęborka już niestety nie wrócę (wiem, organizatorów średnio by to interesowało :)), a szkoda, bo potencjał jest – płaska jak stół trasa, mnóstwo kibiców, nawet tych przypadkowych. Jednak te niedociąnięcia organizacyjne (wydawałoby się, że zwykłe pierdoły) rzutują moim zdaniem na jakość tego biegu.
No ale dobra, koniec z marudzeniem, pora brać się za dalsze treningi, bo do szczecińskiego półmaratonu został już tylko miesiąc. Trzymajcie kciuki!
コメント