top of page

"Not in this Lifetime", a jednak!

  • Zdjęcie autora: Sebastian Bielski
    Sebastian Bielski
  • 24 cze 2017
  • 2 minut(y) czytania

Nazwa naszego bloga w końcu zobowiązuje. Kto choć w małym stopniu interesuje się muzyką rockową wie, jakie wydarzenie miało miejsce we wtorek. Po różnych burzliwych wydarzeniach w zeszłym roku doszło do reaktywacji Guns N' Roses. Przy okazji tegorocznej trasy koncertowej zahaczyli o Gdańsk, na takim wydarzeniu oczywiście nie mogło nas zabraknąć i we wtorkowy wieczór dotarliśmy na Stadion Energa, żeby uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu.

"Not in this Lifetime" - takie słowa miał podobno rzucić wściekły wokalista grupy Axl Rose, na pytanie czy kiedykolwiek wystąpi na jednej scenie ze Slashem i Duffem McKaganem. Okazało się jednak inaczej i po kilku burzliwych latach i występach z przypadkowymi muzykami, walce o wpływy, zespół jednak się odrodził i z fundamentalnym trzonem zespołu dał koncert na stadionie Lechii i to nie byle jaki, bo pokazujący, że mimo upływu lat wciąż rządzą na scenie rockowej.

Nie będę komentował występów supportu. Na Virgin nie skupialiśmy się zbytnio, a Killing Joke miało niestety fatalne nagłośnienie. No właśnie nagłośnienie, to był mankament tego koncertu. Pierwsze utwory Gunsów ciężko było rozpoznać (być może dlatego, że mieliśmy miejsce na trybunie, a nie na płycie). Z biegiem czasu było jednak lepiej, wokal Axla był coraz lepiej słyszalny, atmosfera była niesamowita, chłopaki latali po scenie niczym nastolatkowie, ciężko było narzekać.

Prawdziwa petarda została odpalona wraz z "Welcome to the Jungle", ciężko było usiedzieć w miejscu. :) Energia i moc była i na scenie, i wśród publiki. Potem nie zabrakło nieco spokojniejszych rytmów - cover Pink Floydów, czy poświęcony pamięci Chrisa Cornella "Black hole Sun", kiedy cały stadion rozbłysk światełkami z publiczności - niesamowite wrażenie. :) No i klasyki takie jak "Civil War", "Knockin’ on Heaven’s Door", czy "Sweet Child O'Mine". Nie brakowało chyba niczego.

Dla mnie jednak najfajniejszym momentem koncertu była chyba wariacja na temat soundtracku z "Ojca Chrzestnego" autorstwa Slasha. Swoją drogą sam Slash w trakcie koncertu grał chyba na 10 różnych gitarach, ciężko znaleźć równie wszechstronnego gitarzystę. No i jego solówka z "November Rain" słyszana na żywo dosłownie urywa dupę. :)

Było o tym co dobre, to może teraz trochę o mankamentach. Przede wszystkim - fatalna organizacja. Nie wiem, czy Energa Stadion jest tak samo przystosowany do koncertów jak Stadion Narodowy, ale smutne jest to, że nawet na tak wyjątkowym wydarzeniu, kiedy zespół daje z siebie 100%, odbiór psuje tak oczywista rzecz jak nagłośnienie, które powinno być perfekcyjne. Kompletna dezinformacja wśród ochroniarzy - wpuszczeni zostaliśmy na trybunę z miejscami numerowanymi i poinstruowani, żeby zająć miejsce gdziekolwiek, mimo że na bilecie mieliśmy wyraźnie zaznaczone - "miejsca nienumerowane". Musieliśmy się przez to użerać z pewnym podpitym jegomościem, który niezbyt kulturalnie chciał na nas wymusić zmianę miejsca. Dopiero chwilę przed wejściem na scenę Gunsów, zostaliśmy pokierowani na właściwe miejsce. Kompletna żenada ze strony organizatora, ale szperając w internecie trafiliśmy na informacje, że to już nie pierwsza taka wpadka ze strony Live Nation.

Podsumowując jednak - koncert był doskonały, miejmy nadzieję, że Axl i spółka jeszcze kiedyś "w tym życiu" zawitają do Polski, bo w takiej formie mają jeszcze sporo do powiedzenia!

 
 
 

Comments


Featured Posts
Sprawdź ponownie wkrótce
Po opublikowaniu postów zobaczysz je tutaj.
Recent Posts
Search By Tags
Follow Us
  • Facebook Classic
  • Twitter Classic
  • Google Classic

SPORT - DIETA - ZDROWE ODŻYWIANIE - TRENING - SPRZĘT 

bottom of page