W minutę z nieba do piekła - Policka Piętnastka
- Sebastian Bielski
- 7 cze 2017
- 3 minut(y) czytania

Policka Piętnastka, czyli punkt wyjściowy przygotowań do półmaratonu. Dystans 15 km miał mi dać odpowiedź z jakiego pułapu startuję z przygotowaniami do półmaratonu w Szczecinie. Napisałbym wprost, że sprawdzian wypadł dobrze, ale mam ogromny niedosyt, bo nie wszystko poszło po mojej myśli, a dlaczego? O tym właśnie dzisiejszy wpis.
TYDZIEŃ PRZED STARTEM
W poniedziałek zrobiłem 10 km biegu ciągłego, tempo w okolicach 4’/km z mocniejszym przyspieszeniem na koniec, samopoczucie było świetne, tempa prawie w ogóle nie poczułem. Dzień później, po pracy zrobiłem 8 km spokojnego wybiegania, nogi były już trochę ciężkie i nie biegło się najlepiej. W środę zrobiłem natomiast ostatni mocniejszy akcent – spokojne 10 km w tempie ok. 4:50-4:55/km, a potem przyspieszenie i 4 km w 2 zakresie. Biegło się lekko, mimo mocnego wiatru, pozytywnie mnie to napawało przed niedzielnym startem. Czwartek i piątek były dniami wolnymi od treningu, w sobotę rano wyszedłem na lekki rozruch - 6,5 km i w międzyczasie parę przebieżek.
DZIEŃ STARTU
Pobudka chwilę po 7 rano. Na dworze szaro, lekka mżawka – pogoda niezbyt zachęcająca do biegania, ale w czerwcu ciężko o bardziej komfortowe warunki, więc trzeba było ruszyć tyłek. 😊 Do Polic dotarliśmy spokojnie ponad godzinę przed startem (zupełnie inaczej niż w Bydgoszczy). Szybki odbiór pakietu i można było zaczynać rytuał przedstartowy. Podobnie jak w Bydgoszczy, tak samo w Policach start biegu zlokalizowany był na stadionie, więc rozgrzewać można się było na bieżni. Co prawda nie była tak imponująca i nowiutka, jak ta w Bydgoszczy, ale nie było na co narzekać. Chwilę przed 10 ustawiamy się na starcie, standardowe odliczanie i…
RUSZAMY
Klasyka gatunku, czyli oczywiście zbyt szybko pokonany pierwszy kilometr – 3:33. Ale jakoś udało się uspokoić, złapać odpowiedni rytm. Już na 1 km uformowały się grupki – czwórka prowadzących, zaraz za nimi ok. 5 osobowy peleton, jakieś 100 metrów za owym peletonem ja, a zaraz za mną kolejna grupka pościgowa, w której zauważyłem paru biegaczy z miejscowej Ósemki Police. Postawiłem nie przyłączać się do żadnej z nich i trzymać tempo samotnie. Pierwsze 5 km – międzyczas 18:27, szybciej niż planowałem, ale samopoczucie mimo wszystko bardzo dobre. Kolejne kilometry wychodzą nieco wolniej, z racji kilku mniejszych podbiegów, ale po nawrotce, znów lecimy z górki. Nogi wciąż pracują, jak trzeba, co jakiś czas oglądam się, obserwując, jak daleko ode mnie jest goniąca mnie grupka biegaczy. Przewaga wciąż jest bezpieczna – 10 km pokonałem trochę powyżej 37 min. Znowu kilka podbiegów, ostatnia nawrotka i ruszam mocniej – 12. i 13. kilometr poniżej 3:40. Oddalam się od goniącej mnie grupki, wydaje się, że nic już nie można zepsuć, do czasu. 😊 Pod koniec 14 km zbliżamy się do stadionu, na którym zlokalizowana jest meta. Patrzę na zegarek – nie ma jeszcze nawet 14 km, lekka konsternacja i… Zamiast wbiegać od razu na stadion robię zakręt w prawo. Biegnę, dublując wolniejszych biegaczy i patrzę w bok, a tam finiszujący na stadionie kolejni zawodnicy. Tak, pomyliłem trasę. 😊 Szybko zawracam, docieram znów pod stadion, przebiegam pod taśmą i wpadam wściekły na bieżnię stadionu. Niestety, straty do goniących mnie przez cały bieg chłopaków nadrobić już nie da rady. Wpadam na metę w czasie 53:52, na 15. miejscu, zamiast na 10.. wiem już że przez swoją głupotę i niedopatrzenie organizatorów straciłem pewne pudło w kategorii wiekowej. Rzucam parę niecenzuralnych słów, ale nic więcej zrobić nie mogę.
Co mnie zmyliło?
Pokonywaliśmy 3 takie same pętle, zgodnie z ustaloną trasą, kończąc ostatnią z nich, powinniśmy wbiec od razu na stadion. Ale pojawiają się 2 problemy. Bieg miał mieć długość 15 km (ale nie miał, co jest oczywiście zrozumiałe, bo trasa nie miała atestu). Przy stadionie, tak jak już wspomniałem zegarek pokazywał 14 km, więc myślałem, że powinniśmy wbiegać na stadion od innej strony, tak aby ostatecznie wyszło 15 km. Żaden z sędziów nie pokierował mnie w prawidłowy sposób, mimo, że stali na tym newralgicznym zakręcie i notowali międzyczasy zawodników. Inną sprawą jest to, że wystarczyło postawić w tym miejscu jakiś znak ze strzałką i przykładowym napisem – ‘ostatnia pętla do mety’. Do siebie mogę mieć również pretensje, że zabrakło mi trzeźwego myślenia, ale ciężko o takowe, jeśli pędzi się amoku ostatni kilometr, myśląc tylko o dotarciu do mety.
Jakie plusy?
Po ochłonięciu stwierdzam, że jestem zadowolony z wyniku. Średnie tempo 3:44/km, przed biegiem taki wynik wziąłbym w ciemno. Szkoda tego feralnego zakrętu, ale wiadomo przecież, że nie każdy start musi pójść po naszej myśli. Ważny jest wynik, który pokazuje, że przygotowania do szczecińskiego półmaratonu zaczynam z dobrego pułapu, nie ma więc co marudzić, trzeba brać się do roboty, aby za 2,5 miesiąca stanąć na starcie na Jasnych Błoniach w dobrej formie.
Comments