PKO Bydgoski Festiwal Biegowy, czyli wskoczenie na kolejny poziom biegowego wtajemniczenia
- Sebastian Bielski
- 25 maj 2017
- 3 minut(y) czytania

Do Bydgoszczy jechałem po wynik poniżej 37 min. napisałem to otwarcie we wpisie parę dni przed startem i byłem pewien, że jestem przygotowany na przebiegnięcie 10 km w tempie zapewniającym mi taki wynik na mecie, ale zarówno w życiu, jak i w bieganiu nic nie jest takie proste i zawsze po drodze zdarzają się różne perypetie, utrudniające zrealizowanie celu. Tak było również w ubiegłą niedzielę, a jaki to miało finał? O tym właśnie dzisiejszy wpis.
OSTATNI TYDZIEŃ PRZED STARTEM
O samych przygotowaniach do startu pisałem już wcześniej. W tygodniu poprzedzającym start zrobiłem tylko jeden mocniejszy akcent - w poniedziałek - 14 km w tym ok. 5 w II zakresie (tempo w okolicach 4:05-4:15/km). Dzień wcześniej pobiegłem dosyć mocną dychę w okolicach 3:50/km i nie chciałem się już mocno zajechać, stąd taki, a nie inny trening. W środę i piątek zrobiłem 2 luźne rozbiegania z przebieżkami i dorzuciłem trochę ćwiczeń uzupełniających. Plan był taki, aby w Bydgoszczy stanąć na starcie maksymalnie wypoczętym, żeby nie zaprzepaścić ostatnich 2 miesięcy pracy na treningach.
DZIEŃ STARTU
Pobudka o 5 i ruszamy na pociąg do Bydgoszczy, w pociągu jeszcze krótka drzemka i kierujemy się na miejsce startu na piechotę. Ostatecznie na stadion Zawiszy docieramy w ostatniej chwili (biuro zawodów było czynne do 9). W nerwowej atmosferze udało się na szczęście odebrać pakiet, pierwsza misja zakończona powodzeniem! :) Start biegu był zlokalizowany na bieżni stadionu im. Zdzisława Krzyszkowiaka, a co za tym idzie tam również można było rozgrzewać się przed startem. Przebieżki na nowiutkiej, tartanowej bieżni, po prostu bajka! Doskonały pomysł organizatorów. W ostatniej chwili zaryzykowałem i ustawiłem się z 2 rzędzie wśród startujących. Pomyślałem, że albo grubo, albo wcale. Standardowe odliczanie i sygnał startowy mojego imiennika Sebastiana Chmary...
RUSZAMY
Pierwszy kilometr minął bardzo szybko, zbyt szybko bo w 3:28, nieco zwolniłem, puściłem grupkę jaka uformowała się przede mną, bo tempo by mnie zabiło. Kolejny kilometr nieco wolniej, ale wciąż poniżej 3:40. Skręciliśmy w ulicę Artyleryjską i wtedy się zaczęło. Mocne podmuchy wiatru zaczęły mnie mocno hamować, najgorsze, że nie było za kim się schować. Za mną ustawiło się z 3, 4 zawodników, ale żaden nie garnął się do współpracy i musiałem zwyczajnie przewodzić tej grupie. Moim zdaniem takie zachowanie nie było w porządku, gdyby choć jeden z nich dał zmianę i przesunął się do przodu, ale niestety... Było mega ciężko, gdzieś z tyłu głowy przemknęła myśl, żeby zejść z trasy, ale cały czas powtarzałem sobie - byle do nawrotki. W końcu po dosyć stromym podbiegu dotarliśmy do 5 km, szybkie zawrócenie, zerkam na zegarek, a tam 18:20. Takiej szansy nie mogłem zaprzepaścić. Powiało w plecy i kolejne 2 kilometry minęły błyskawicznie, znów powróciliśmy na ulicę Gdańską, a tam trasa znów się wypłaszczyła, dalsza część biegu minęła błyskawicznie. Na 9 km minąłem zawodnika, który do połowy biegu chował się na moich plecach. Zaśmiałem się szyderczo pod nosem. Na ok. 300 m przed metą ostatnia nawrotka. Spojrzałem po raz ostatni na zegarek, wiedziałem już, że mam spory zapas i 37 min. zostanie spokojnie złamane. Myślałem już tylko o tym, żeby doturlać się do mety, obojętnie w jakim stylu, ale zza moich pleców wyłoniło się 2 rywali, który zaczęli szaleńczy finisz. Ale panowie, zaczekajcie na mnie! Chwila ich triumfu była tylko tymczasowa, na ostatniej prostej zerwałem się jeszcze po raz ostatni dzisiejszego dnia, rozpędzając się do tempa poniżej 3min./km i minąłem ich ze sporym zapasem. Wpadam na metę, patrzę na zegar, a tam 36:35!
Parę minut później sprawdzamy wyniki, a tam miła niespodzianka czas netto 36:33 i 2. miejsce w kategorii M20. Wpada więc drugie pudło w tym sezonie! Skromne, ale piękne trofeum wręcza mi sam Artur Partyka i świetna polska sprinterka Marika Popowicz. Bardzo fajne uczucie. :) Z Bydgoszczy wracam, więc z tarczą, a nie na tarczy i spełnionym kolejnym biegowym marzeniem. A co dalej? Najbliższy start 4 czerwca, podczas Polickiej Piętnastki i będzie to punkt wyjściowy moich przygotowań do najważniejszego startu w tym roku, czyli PKO Półmaratonu w Szczecinie. Plan jest ambitny, czekają mnie 2 miesiące ciężkiej pracy, miejmy jednak nadzieję, że dobra passa wciąż będzie trwać i 27 sierpnia zamelduję się na Jasnych Błoniach z nowa życiówką.
Kommentare