Pora obudzić się z zimowego snu, czyli pierwszy City Trail w Trójmieście
- Sebastian Bielski
- 28 lis 2016
- 3 minut(y) czytania

Jak już wspominałem parę postów wstecz, jednym z elementów moich zimowych przygotowań będzie udział w cyklu City Trail - przełajowych biegach na 5 km. Wczoraj, czyli w niedzielę miałem okazję zadebiutować na trasie w Gdańsku. Był to tak naprawdę pierwszy mój szybszy bieg od czasu półmaratonu w Gdańsku (prawie półtora miesiąca temu), więc myślę, że podzielenie się z Wami moimi wrażeniami jest jak najbardziej na miejscu. :) Zapraszam więc do lektury.
Przede wszystkim moja aktualna forma - jeśli chodzi o szybkość zdecydowanie odbiega od optymalnej. Wynika to z tego, że obecnie (jak już wcześniej wspominałem) cierpliwie buduję wytrzymałość, rezygnując jednocześnie z szybszych akcentów, na które przyjdzie czas w styczniu. Spokojnie klepię kolejne kilometry, dorzucając do tego ćwiczenia wzmacniające. Przyszedł jednak czas na małe urozmaicenie, dlatego też stanąłem na starcie wczorajszego biegu.
Straszyli wszyscy, że trasa w Gdańsku jest bardzo trudna, jedna z trudniejszych w Polsce. Moim zdaniem jednak nie umywa się absolutnie do tej szczecińskiej, kto zaliczył pięciokilometrową pętlę wokół Jeziora Szmaragdowego, ten wie jaki to horror, szczególnie pierwsze 2 km. :) Co prawda w Gdańsku napotkałem na dwa dosyć długie i wymagające podbiegi, ale poza tym reszta nie była taka straszna. Sama trasa jest dosyć trudna pod względem technicznym, momentami jest bardzo wąsko, kręto, zbiegi są bardzo ostre, a przy panujących wczoraj warunkach (błoto, wilgoć) na pewno nie pomagało to przy szybszym bieganiu.
Standardowo już wystartowałem gdzieś z 3 rzędu biegaczy i na pierwszych kilkuset metrach przeciskałem się przez wolniejszych biegaczy. W końcu ulokowałem się około 20 miejsca i widząc oddalającą się czołówkę postanowiłem nie szaleć i trzymać się swojego tempa (co na takim szybkim i krótkim dystansie jak 5 km, jest dosyć trudne). Na 1 km nogi miałem jak z waty, wydawało mi się, że to nie będzie mój dzień, jednak bezproblemowo pokonane podbiegi podbudowały mnie na tyle, że mniej więcej pod koniec 2 km przyspieszyłem i nie dałem się wyprzedzić, biegnącej za mną grupie 4, 5 osób. Na zbiegach puszczałem nogi w młynek, czułem się coraz lepiej. Na ostatnim kilometrze dokręciłem już śrubę zdecydowanie, jednak rywal obok mnie również miał plan na mocny finisz i nie odpuścił, ostatecznie wyprzedził mnie na ostatnich metrach, bo jak to standardowo u mnie bywa, nastąpiło rozładowanie bateryjek. :)
Czas na zegarze - 20:11, miejsce open 22 na 422 biegaczy, a więc szału nie było, początkowo czułem niedosyt, bo miałem zamiar pobiec nieco szybciej, jednak po przeanalizowaniu całego biegu w głowie, udało się znaleźć parę pozytywów. Przede wszystkim ostatni kilometr, który wyszedł w 3:28, ostatni raz tak szybko biegałem podczas wrześniowego parkrun w Szczecinie, a wiec baardzo dawno temu. Widać więc, że szybkość jednak nie uciekła. Po drugie - wspomniane podbiegi, które pokonałem bez żadnego problemu, mimo, że były naprawdę strome i dosyć długie, wygląda na to, że moja wytrzymałość jest już odrobinkę lepsza, chociaż wciąż nie jakoś specjalnie rewelacyjna. No i po trzecie - od połowy dystansu miałem lekkość w nogach, zbiegi pokonywałem w bardzo szybkim tempie, a nic bardziej nie cieszy biegacza od takiego uczucia. :)
Podsumowując - wygląda na to, że przygotowania idą w dobrym kierunku, jestem umiarkowanie zadowolony, ale w kolejnym biegu w Gdańsku (dopiero w lutym, bo następny z cyklu CT odbędzie się w Gdyni) mam zamiar pobiec zdecydowanie poniżej 20 minut, wiem, że jest to w moim zasięgu, a przy okazji bardzo chciałbym zakręcić się w klasyfikacji końcowej w okolicach podium swojej kategorii wiekowej - szanse są, ale konkurencja jest bardzo mocna. Trzeba więc wziąć się w garść i dalej ciężko pracować. Trzymajcie kciuki!
PS Na koniec moje zdjęcie z ostatnich metrów - widać, że było bardzo ciężko, mam nadzieję, że nie będziecie mieć koszmarów po obejrzeniu tego zdjęcia. :)

Comentarios